Niemal trzydzieści opowieści o mądrości religijnej dzieci, które zostały zebrane w książce „Tylko Bóg wie, czy istnieje” pobudza apetyt na wsłuchiwanie się w to jak szerokie są serca najmłodszych dzieci bożych.
Przyznam, że nie czytałem wpisów Tomka Dekerta na jego blogu poświęconych temu co tak trafnie określił teologią dziecięcą. Choć od lat czytam bloga Tomka na portalu Liturgia.pl. Kiedy jednak pojawiła się zapowiedź książkowego wydania tych notatek wiedziałem, że ta pozycja znajdzie się u mnie w domu. Nawet pomyślałem – to dobrze, że do tej pory nie czytałem blogowych wpisów, które znalazły się na w tomiku „Tylko Bóg wie, czy istnieje”. Niespodzianka będzie większa.
Zresztą ten tytuł książki, genialny w swojej prostocie, będący cytatem z samego serca „teologii dziecięcej” oddaje też jej… hm, chyba trzeba użyć tego słowa – wielkość. Dobrze znam język tej teologii z własnego domu, kiedy moja Martusia, a to wadzi się, a to godzi z Panem Bogiem („Nie cierpię się modlić, to nuda!”) przeżywając w ten sposób swoje kłopoty z rodzicami i codziennymi problemami pięciolatki. Choćby ostatnio zapytała: Czy św. Mikołaj przyniesie dużo prezentów?
Wstrzymaliśmy się z odpowiedzią wprost i wprowadziliśmy rozmowę na inny tor – Nie wiemy czy św. Mikołaj przyniesie jakieś prezenty w ogóle. Najważniejsze jest teraz to, że Pan Jezus się narodzi. A Martusia – nie odrywając wzroku od lalki, którą się bawiła – pełnym spokoju głosem odparła: – Tak, to dobra myśl. Zgadzam się.
Do tematu prezentów już nie wracała, aż św. Mikołaj zostawił worki z pakunkami pod drzwiami mieszkania (mógłby to być pretekst do kolejnych uwag z teologii dziecięcej, ponieważ Martusia rozważała naturę działania św. Mikołaja w sprawie prezentów).
Podaję przykład swojej córki by nie zdradzać zawartości blisko trzydziestu rodzinnych opowieści o mądrości swoich dzieci jakie zawarł w książeczce „Tylko Bóg wie, czy istnieje” Tomasz Dekert. Co ważne i ciekawe Tomek nie pozostawia słów swoich dzieci bez komentarza, ale okrasza jej własnymi wrażeniami, czasem odnosi się do niewątpliwie posiadanej erudycji naukowej – jest w końcu doktoryzowanym religioznawcą. Gdyby ktoś jednak miał obawy, że z tego powodu zawieje w książce wspomnianą nudą niech się nie obawia. Autor nigdy nie przekracza granicy, którą moglibyśmy określić mianem towarzyszenia owej „teologii dziecięcej”, nigdy nie staje w centrum snutych przez siebie narracji.
Co więcej dodać? Mądre słowo wstępne napisała do książki żona Tomka Agnieszka, opatrzyła też każdą notkę prostymi i niezwykle uroczymi grafikami.
Św. Mikołaj przyniósł nam tę perełkę mądrości pod choinkę (Martusia zapytała przy rodzinnym śniadaniu: „Jak ja się mogę odwdzięczyć św. Mikołajowi za prezenty?”) i kiedy w nocy, w pierwszy dzień Świąt wszyscy już posnęli radosnym i świątecznym snem, stanąłem w drzwiach kuchni (wszystkie krzesła były porozstawiane po pokojach, a nie chciałem nikogo budzić szuraniem i paleniem świateł) i przeczytałem „Tylko Bóg wie, czy istnieje” za jednym zamachem.
Tomasz Rowiński
Artykuł został opublikowany w serwisie Fronda.pl.