W grudniu 2012 r. piętnastą rocznicę swego istnienia obchodził zespół muzyki dawnej Perfugium, od lat związany z Dominikańskim Ośrodkliem Liturgicznym. Prezentujemy wspomnienie jednej z członkiń zespołu, Magdaleny Rychlak.
„Perfugium” po łacinie oznacza schronienie, ucieczkę, przystań. I to właśnie w Przystani, krakowskim duszpasterstwie młodzieży szkół średnich oo. Dominikanów, rozpoczęła się nasza przygoda z muzyką i śpiewem. Zaczęło się zupełnie zwyczajnie – śpiewaliśmy w scholi na niedzielnych Dziewiętnastkach i pewnego grudniowego wieczoru Krzyś Marciniec, dobry duch całego przedsięwzięcia, przyniósł wiadomość, że w Będzinie jest konkurs kolęd i pastorałek i może warto spróbować. W Będzinie spektakularnych sukcesów nie było, ale zostaliśmy dostrzeżeni, a poza tym spodobało nam się wspólne śpiewanie.
Połączyła nas fascynacja muzyką dawną. I tutaj na pewno nie można zapomnieć o Bractwie Lutni z Dworu na Wysokiej pod wodzą Antoniego Pilcha. Jak oni śpiewali! Było pięknie, klimatycznie i na chwałę Bożą. Też tak chcieliśmy. Dziś jesteśmy stałymi gośćmi na Wysokiej – jeździmy tam do pracy, na warsztaty, ale też towarzysko, zaczerpnąć z ducha i tradycji renesansowego dworu.
Gdy już wyrośliśmy definitywnie z Przystani, o. Grzegorz Chrzanowski zaprosił nas do śpiewania w małym, gotyckim kościółku św. Idziego pod Wawelem. Tam spotykaliśmy się przez dwa lata i tam rozpoczęliśmy działalność koncertową – przygotowywaliśmy programy ściśle związane z rokiem liturgicznym, opowieści o Tajemnicach Wiary zbudowane z pieśni dawnych i tradycyjnych. Potem wróciliśmy jeszcze do Bazyliki na Stolarską, na msze o 20.15, pod skrzydła ówczesnego przeora o. Jakuba Kruczka. Po jakimś czasie jednak wspólnie doszliśmy do wniosku, że wokół dominikańskiej Bazyliki jest już bardzo dużo rozmaitych inicjatyw duszpasterskich i może warto poszukać jakiegoś innego miejsca, gdzie taki rodzaj śpiewów jest jeszcze nieznany, będzie czymś nowym, świeżym. I to dziś wspominamy jak w bardzo wielu krakowskich kościołach nam odmówiono – bo już były schole, chóry i zespoły śpiewacze, nie było potrzeby. Ale Opatrzność nad nami czuwała. Dzięki wstawiennictwu Księdza Kardynała Franciszka Macharskiego udało nam się dotrzeć do rektora kościoła św. Marka, ks. Piotra Andryszczaka. Ks. Andryszczak wspierał nas przez kilka lat, prawie po każdym koncercie fundował pizzę. I właściwie od 2002 roku nazywamy się Zespołem Muzyki Dawnej „Perfugium” z kościoła św. Marka w Krakowie, choć zdarzały się lata, gdy – dzięki życzliwości o. Tomasza Grabowskiego OP – próby odbywały się w Dominikańskim Ośrodku Liturgicznym.
Perfugium powstało z zachwytu i z fascynacji niecodziennym pięknem muzyki. Powstało też z radości wspólnego bycia, śpiewania, odkrywania nowych światów. Zespół tworzą ludzie – bardzo różni, każdy z własną, niepowtarzalną historią. Żyjemy czasem w zupełnie odmiennych światach, inne rzeczy w codzienności są naszym chlebem powszednim. Łączy nas wspólna droga, która trwa już ładnych parę lat. Niektórzy z nas nigdy nie przypuszczali, że przygoda ze śpiewaniem okaże się tak piękna, długa i wciągająca, niektórzy z nas nie umieli czytać nut i rozpoznawać która pięciolinia dotyczy ich głosu. Jest trochę rzeczy, które nas łączą – wszyscy lubimy górskie wędrówki, wypady w plenery wszelkie, nocne filmów oglądanie. Ale poza tym każdy ma swój własny i niezwykły kawałek przestrzeni. W swoich szeregach mamy muzyków z prawdziwego zdarzenia, powołania, pasji, wykształcenia i zawodu. To przede wszystkim Mateusz Kowalski, kierownik artystyczny zespołu. Jest gambistą, koncertuje w kraju i zagranicą, wchodzi w skład kilku zespołów m.in. Gambasady, Flori Pari z Zamku Królewskiego na Wawelu. Mateusz Solarz jest wokalistą, pracuje w Dominikańskim Ośrodku Liturgicznym, jest kantorem Bazyliki Mariackiej. Kuba Haberko to doktor fizyki, grający na lutni, Piotr Przybyłowski specjalista informatyk, Michał Kłos fizyk, Paweł Iwan prowadzi szkolenia na tematy informatyczno–specjalistyczne na całym świecie. Wśród pań z kolei mamy: Natalię Kucię – konserwatorkę rzeźby i malarstwa, Bogumiłę Kowalską – pani ą doktor, Joannę Przybyłowską – germanistkę, lektorkę języka niemieckiego w Dominikańskim Kolegium, Bożenę Solarz – przedszkolankę i kantorkę z Bazyliki Mariackiej, Zosię Nowak – panią od hebrajskiego, zawodowo i z pasji, kantorkę u Matki Bożej Śnieżnej na Gródku, Annę Iwan – panią biolog i protetyka stomatologicznego na urlopie macierzyńskim. Ja sama uczę polskiego i WOK–u w jednym z krakowskich liceów, kantoruję na Gródku. Na trzynaście osób, które dzisiaj, na przełomie 2012 i 2013 roku tworzą zespół, siedmioro z nas to jednocześnie matki i ojcowie założyciele, jesteśmy razem od 1997 roku. Wspólnie dorastaliśmy. Do wiary, do życia. Mamy w zespole cztery małżeństwa, niektóre już doczekały się dzieci. Znamy się dobrze i chyba zwyczajnie lubimy. Przeżyliśmy kilka kryzysów, ja wielokrotnie powtarzałam, że „ten zespół musi się rozpaść”. Nie rozpadł się. Chwała Panu za to.
Długo czekaliśmy na nagranie pierwszej płyty. Udało się dopiero na dziesięciolecie istnienia zespołu. Wcześniej nagrywaliśmy z Pawłem Bębenkiem płytę „Missa de Misericordia”, mieliśmy już pewne doświadczenie, wiedzieliśmy o co nam chodzi. I powstała płyta „Alfa i Omega”, przegląd roku liturgicznego, nasze małe „the best off”, większość nagrywanych utworów towarzyszyła nam już od wielu lat. Potem jeszcze „Inviolata” – opowieść o Najświętszej Maryi Pannie; wspólnie z Antonim Pilchem „Św. Jan Boży – żywot pieśnią i muzyką malowany” na jubileusz bonifratrów; „Gdy się rodzi Zbawca świata” z kolędami Pawła Bębenka. Chyba niezły dorobek. W każdym razie my jesteśmy z siebie dumni. Z koncertami przejechaliśmy kawał Polski. Śpiewaliśmy w Gdańsku i Jarosławiu, w Poznaniu i Warszawie, w Bolesławcu i Ptaszkowej, w Grybowie i Piasecznie, w Lipnicy Murowanej i Lublinie, w Grodzisku i Katowicach, w Korzkwi i Chełmku, w Łodzi i Sosnowcu. Na mszach, nabożeństwach, misteriach, prymicjach, konkursach, obchodach, jubileuszach, ku czci, z okazji i z innych ważkich przyczyn. Najczęściej jednak śpiewamy w Krakowie. Staramy się, żeby to nasze śpiewanie było jak najpiękniejsze, najlepiej przygotowane, dajemy z siebie wszystko. Ale przede wszystkich chcemy, żeby te nasze koncerty były modlitwą. Jeśli czasem o tym zapominamy – przyznać trzeba ze skruchą, że i to się zdarza – Pan Bóg działa jakby poza nami i po koncercie przychodzi ktoś mówiąc, że dziękuje za wyśpiewaną modlitwę. Wtedy stajemy zdumieni i zachwyceni, że mimo naszych ludzkich słabości, Pan przemienia serca tą muzyką.
Skąd pomysł na Jubileusz? 15 lat to spory szmat czasu. Za nami mnóstwo godzin prób, wielość koncertów, przygód, spotkanych ludzi, odwiedzonych miejsc. Mamy za co dziękować. Przede wszystkim Panu Bogu – za to, że pozwolił nam się spotkać, że prowadził i opiekował się nami na przestrzeni tych lat, że błogosławi naszej pracy. Za piękno, za muzykę, za przyjaźń – niech będzie uwielbiony. Potem Braciom Dominikanom, tym, którzy nam byli duszpasterzami, opiekunami, dobrodziejami , w wielu miejscach i w różnym czasie – o. Krzysztofowi Popławskiemu, o. Grzegorzowi Chrzanowskiemu, o. Tomaszowi Zamorskiemu, o. Adamowi Sulikowskiemu, o. Jakubowi Kruczkowi, o. Tomaszowi Grabowskiemu, br. Andrzejowi Pastule, o. Tomaszowi Nowakowi, o. Grzegorzowi Przechowskiemu, o. Robertowi Plichowi, o. Stanisławowi Nowakowi i wielu wielu innym, o których pamiętamy i w sercu nosimy. Księżom–gospodarzom kościoła św. Marka – za życzliwość i opiekę. Naszym Bliskim, Rodzinom, Przyjaciołom – że zawsze w nas wierzą, że są z nami. Wszystkim, którzy na przestrzeni tych piętnastu minionych lat, pojawili się na naszej drodze, razem z nami śpiewali, zaprosili, przyjęli, słuchali. To dla Was warto się trudzić. I chyba sobie nawzajem – za ten piękny czas zmagań, odkrywania nowych muzycznych horyzontów, za cierpliwość, za przyjaźń. Naprawdę mamy za co dziękować. A dlaczego w bazylice oo. Dominikanów? Bo przecież tutaj są nasze korzeni, to miejsce, z którego wyrośliśmy, gdzie ciągle czujemy się jak w domu, gdzie możemy zawsze wracać po siły, nadzieję, wiarę. Jakoś tak.
Myślę, jak podsumować te 15 lat. Odgrzebałam słowa, które wpisaliśmy na okładkę naszej pierwszej płyty, tej długo wyczekiwanej. I chyba one są najlepszym podsumowaniem: „Chcemy, żeby to śpiewanie było naszym włączeniem się w odwieczną Pieśń Kościoła – Oblubienicy. Być może to zbyt wielkie marzenie, zbyt patetyczne. Wierzymy, że w przestrzeni Kościoła jest miejsce i dla nas z naszą własną twórczością. Bo czujemy się odrobinę twórcami. Utwory, które wyśpiewaliśmy na tej płycie śpiewane są od wieków. Niektóre w maleńkich kościółkach na zagubionych wsiach, inne w wielkich bazylikach na całym świecie. Ktoś kiedyś napisał słowa, ktoś inny muzykę. Piękno tych utworów było tak wielkie, że Kościół w swojej mądrości przechował je do dzisiaj. Ale choć wersy te same, choć nuty też się nie zmieniają – zmieniają się śpiewacy, ci, którzy nimi chcą się modlić. Każdy utwór staje się niepowtarzalny, bo niepowtarzalne jest serce człowieka, jego wrażliwość na świat, jego odczuwanie radości i smutków. W świątyni jest miejsce dla celnika i faryzeusza, dla mędrca i głupca – każdy śpiewa Panu tak jak potrafi. Każda pieśń jest inna. I my chcemy wyśpiewać naszą pieśń – najpiękniej jak potrafimy”.
Wierzę głęboko, że jeszcze wiele lat przed nami. Bo Perfugium dla mnie osobiście jest wielką przygodą, ale też bardzo ważną częścią mojego życia, moją drogą w Kościele, drogą do Boga. Dziękować więc nie przestanę.
Magdalena Rychlak